czwartek, 29 sierpnia 2013

023. "Tam gdzie śpiewają drzewa" Laury Gallego

 
Przyznam się bez bicia, że często zdarza mi się wejść do biblioteki bez konkretnego planu. Spędzam wtedy długie minuty wodząc dłonią po grzbietach, analizując tytuły i czytając opis z tyłu książki. Czasem jednak konkretnym motorem do wypożyczenia danej pozycji jest okładka. Niestety nierzadko, zgodnie z dewizą „nie oceniaj książki po okładce”, lektura okazuje się klapą i tragedią. Ostatnio jestem nieco ostrożniejsza w tej praktyce, niemniej jednak w tej sytuacji nie mogłam się powstrzymać. „Tam, gdzie śpiewają drzewa” kusiła ładną (może elfią?) dziewczyną w długiej sukni (średniowiecze! Tak!), do tego z zagadkową miną. Tym razem mogę szczęśliwie powiedzieć, że dewiza nie spełniła się, a mnie wciągnęła historia, osadzona w królestwie Nortii i nie wypuściła ze swoich macek, póki nie przeczytałam ostatniej strony.

Viana ma wszystko, o czym mogła by zamarzyć dobrze urodzona dama: klejnoty, pałac, a także ślub do zaplanowania, z młodzieńcem, którego faktycznie kocha (co w tamtych czasach, stylizowanych na nasze średniowiecze, było rzadkością). Sielanka ta oczywiście musi zostać zburzona, brutalnie i agresywnie, jak na atakujących barbarzyńców przystało. Do walki z nimi stają wszyscy mężczyźni w państwie, w tym ojciec i narzeczony Viany. Sama dziewczyna również, chociaż początkowo nieświadomie, odegra ważną rolę w dziejach królestwa. Czy Nortia zostanie wyzwolona? I czy dziewczyna odzyska utracony spokój? 

Historia, wykreowana przez Laurę Gallego, jest niesamowita. Od pierwszej strony jesteśmy wciągnięci w wir wydarzeń, który wypuszcza nas dopiero na samym końcu. Razem z Vianą przeżywamy upadek królestwa, przejmujemy się nim, jakby była to nasza własna ojczyzna. Również opisy Wielkiego Lasu należą do dobrze wykreowanych. Z łatwością wyobraziłam sobie miejsca pełne niespotykanych roślin, zwierząt czy stworów. Bohaterowie są jasno nakreśli, Viana, chociaż sprawiała wrażenie „irytującej damy w opałach”, przechodzi ogromną zmianę i tym samym awansuje do grona moich ulubionych bohaterek. Impulsywna, uczuciowa i jednak trochę niemądra i niemyśląca o konsekwencjach – mieszanka wad i zalet sprawia, że z łatwością można się z nią utożsamić. . Jest tutaj także gratka dla fanów relacji nauczyciel-uczeń. Poznajemy Wilka, ponurego rycerza, którego ironiczne uwagi i przekomarzanki z dziewczyną sprawiały, że zaśmiewałam się na głos. Do grona moich faworytów dołączył także Uri, z dziwnych i tajemniczych powodów.
Jednym z większych atutów tej powieści była nieprzewidywalność. Można by za to winić osobę odpowiedzialną za przygotowanie opisu z okładki, bo zupełnie mnie zmylił. Jednak sama końcówka była dla mnie wielkim zaskoczeniem i zapewniła mi melancholijny nastrój na następne kilka dni.

Autorka zastosowała jednak dziwny zabieg, który może nie przypaść wszystkim czytelnikom do gustu. Mianowicie, książka była podobna do opowieści bajarza. Pasowały tam frazy „dawno, dawno temu” oraz „za górami za lasami”. Następowały też często przeskoki czasowe, które trochę mnie irytowały ( w pewnym momencie nie mogłam doliczyć się wieku głównej bohaterki). 

Książkę polecam wszystkim, którzy gustują w klimatach średniowiecznych fantasy i mają ochotę przeczytać zupełnie inną historię. Myślę jednak, że zupełni laicy w tym temacie też nie będą się nudzić.

sobota, 24 sierpnia 2013

022. "Klocki szczęścia" Krzysztofa Andrijewa



 
Celem w życiu człowieka bardzo często jest szczęście. W pracy, w miłości czy w totku. Jednak jego osiągnięcie nie jest wcale takie proste jak się nam może wydawać. Zamiast cieszyć się z tego co jest, wciąż chcemy więcej. Radosne chwile ograniczamy we wspomnieniach do minimum, ale porażki długo i gorliwie przypominamy. Poradnik jak osiągnąć ten upragniony cel jest wiele, a ja właśnie zapoznałam się z jednym z nich o chwytliwym tytule „Klocki szczęścia”.

Krzysztof Andrijew, autor, z wykształcenia informatyk, jak sam lubi powtarzać „czynnie uprawia pisarstwo”. Inne jego dzieła to m.in docenione w konkursie pisma „Zwierciadło” fragmenty dziennika „Jak latawce” czy karykatura społeczeństwa w „Plemię Pępków Świata”. 

„Klocki” chociaż są niewielkich gabarytów przenoszą w sobie wiele treści. Poznałam zupełnie inną od mojej własnej, filozofię życiową, sposób patrzenia na świat i postrzeganie innych. Autor krok po kroku wprowadza nas w tajniki tytułowych „klocków”, podpowiada jak stosować je na co dzień, a także podaje zrozumiałe przykłady. Często padają historie z życia samego autora, co zmniejsza dystans między nim a czytelnikiem, mniej onieśmiela. Podobały mi się także nierzadkie odniesienia do kultury masowej. Do moich ulubionych należy przedstawienie typów motywacji, opierając się na dwóch, znanych kreskówkach – „Pomysłowym Dobromirze” oraz „Sąsiadach”. Myślę, że dzięki temu książka zyskała szersze pole odbiorców – skomplikowane kwestie zostały objaśnione w swojski sposób. 

Lektura nie posiada rozdziałów, a jedynie podtytuły, które, tak naprawdę, są dokończeniem myśli z poprzedniej części. Jest to dość ryzykowny zabieg, gdyż, co prawda, szybciej czyta się książkę (należę do osób, które lubią przerywać czytanie przy nowym rozdziale, a tu takowych nie było), z drugiej strony jednak brak ściśle wyznaczonych partii może zniechęcić mniej wprawnego czytelnika.
Jedyną wadę, którą znalazłam to uczucie, jakbym znalazła się na naukowym wykładzie. Precyzyjnie objaśnianie pojęcia silni czy skomplikowany, matematyczny żargon sprawiał, że przez niektóre części musiałam przebrnąć dwa razy. Na szczęście takich fragmentów jest mało i nie są zbyt długie. 

Polecam tą książkę wszystkim, którzy chcą zmienić coś w swoim życiu, a także tym, którzy po prostu chcieliby poznać nową filozofię życiową. 

Za książkę serdecznie dziękuję antykwariatowi Stara Dobra Książka:
 

Książkę zaliczam do aktualnego wyzwania trójki e-pik: literatura popularnonaukowa/naukowa.

 Zapraszam do głosowania w ankiecie na imię do wyzwania "O, mój imiennik!". Wyniki i inauguracja wyzwania już wkrótce!

środa, 21 sierpnia 2013

Stosik drugi

Dzisiaj naszła mnie ochota na prezencję mojego najnowszego stosiku, w dużej mierze zdobytego dzięki Bacha85 - dziękuję Ci:)

Od góry:
"Transgresje Moniki Wetter" Agnieszki Rahozy
"Dobrani" Ally Condie
"Smak świeżych malin" Izabeli Sowy
"Secretum" ,
"Imprimatur" ,
"Biały tygrys" Dawida Juraszka
"Ale nas zbaw ode złego" Romaina Sardou
"Heroizm dla początkujących" Johna Moora

Zapraszam też do proponowania imion, które wezmą udział w ankiecie na temat wrześniowego wyzwania. Przypominam, że wyzwanie "O, mój imiennik!" będzie polegało na przeczytaniu książki, gdzie w tytule pojawi się dane imię. Pierwsze dziesięć propozycji zostanie zawarte w ankiecie, do której zapraszam.

sobota, 17 sierpnia 2013

021. "Bezsenność we dwoje" Sarah Dessen

Bezsenność we dwoje - Sarah Dessen

Jako, że mamy lato we pełni wypadałoby sięgnąć po lekkie, wakacyjne czytadło, najlepiej jednak z pewnym przesłaniem. W moim przypadku taką funkcję idealnie spełniła "Bezsenność we dwoje" Sarah Dessen.
Najpierw poznajemy Auden, inteligentną prymuskę, która ostatnie wakacje przed studiami chce spędzić nad morzem u ojca, swojej macochy i nowonarodzonej siostry. Tam poznaje znaczenie słowa "przygoda", zaprzyjaźnia się z kilkoma ciekawymi ludźmi, a także, co jak na jej wiek jest dość dziwne, uczy się jeździć na rowerze. 
Książkę czyta się lekko i przyjemnie. Styl autorki nie jest może górnolotny, ale przynajmniej nie trzeba się zastanawiać nad znaczeniem trudnych słówek. Opowieść pochłania się szybko, by na koniec zastanowić się nad problematyką lektury. Autorka porusza wiele tematów - od spełniania wygórowanych ambicji rodziców po opiekę nad niemowlakiem. Niby znane i oklepane frazy odświeża i nadaje im nowe znaczenie, pokazując kłopoty od zupełnie innej strony. Książka jest głównie skierowana dla nastolatków, więc element dydaktyczny został sprytnie przemycony.
Bohaterowie są dobrze wykreowani. Posiadają zarówno wady i zalety, dzięki czemu myślimy o nich bardziej realnie. Auden potrafiła wzbudzić moją sympatię, podobnie jak Eli, który (mimo dziwnego imienia) dodawał opowieści nutki tajemnicy. Jedyna postać, która bardzo mnie irytowała był ojciec dziewczyny, samolubny i egoistyczny, jednak na moje szczęście nie pojawiał się on zbyt często.
W całej fabule jednak jedna rzecz pozostała niejasna, a mianowicie aspekt bezsenności. Czy rodzice bohaterki nie zauważyli, że córki nie ma w domu przez całą noc? Wydaje mi się to trochę oderwane od rzeczywistości. Mimo tego małego mankamentu cała fabuła jest spójna i nie budzi większych wątpliwości.
Książkę polecam wszystkim szukającym odprężenia w ciepłe sierpniowe dni, a sama zaliczam ją do wyzwania trójki e-pik z marca 2012: powieść młodzieżowa.
Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję portalowi 3telnia.pl:

Chciałabym także zapytać Was, czytelników, co sądzicie o moim pomyśle na wyzwanie czytelnicze: "Mój imiennik!" Wyzwanie polegałoby na czytaniu w miesiącu jednej książki z imieniem w tytule. Imię oczywiście wybierane byłoby na dany miesiąc w ankiecie, w której każdy mógłby zagłosować. Jeżeli zaintrygowało Was to wyzwanie to napiszcie, a już od września postaram się o piękną jego organizację.

wtorek, 13 sierpnia 2013

020. "7 razy dziś" Lauren Olivier

Ostatnimi czasy wszystkie czytelniczki zachwycają się słynnym „delirium” Lauren Oliver. Lubię czytać doceniane lektury i potem wyrażać swoją opinię (która czasem nie pokrywa się z uwielbieniem ogółu), ale teraz postanowiłam poznać panią Olivier od innej strony, przekornie. Na pierwszy ogień wzięłam jej debiut, „7 razy dziś”, o wiele mniej znany niż jego starszy braciszek. Czy nie zmarnowałam swojego, niepowtarzalnego „dziś”? Przekonajmy się.
 
Sam stoi najwyżej na drabinie szkolnego społeczeństwa. Razem ze swoimi przyjaciółkami ustalają zasady licealnego społeczeństwa, często poniżające czy obraźliwe dla młodszych uczniów. Popularność zdaje się nie przysparzać jej żadnych problemów i prowadzi swoje szalone, nastoletnie życie na pełnych obrotach. Wszystko jednak do czasu feralnego wypadku, kiedy Samantha ginie. Jednak co dla jednych jest końcem dla innych jest początkiem. Z niewiadomego powodu dziewczyna w kółko przeżywa ten jeden dzień ze swojego życia. Czy dobrze wykorzysta ten niespodziewany dar od losu?

Mimo, że od początku wiemy, jak skończy główna bohaterka i jej koniec poznajemy już w pierwszym zdaniu to i tak od razu wsiąkamy w wir wydarzeń. Śledzimy siedem dni, a właściwie jeden siedem razy patrząc na błędy i usilne próby poprawy Samanthy. Spodziewałam się lekkiego znudzenia, czytając w kółko o tych samych wydarzeniach, jednak pozytywnie się zaskoczyłam. Każdego dnia dziewczyna budzi się z innym nastawieniem, jak przeżyć ten czas, powtarza się tylko główne założenie dnia (szczęśliwie czy nie, ostatni dzień Sam to Walentynki). Książka skłoniła mnie do refleksji, zastanawiałam się, co ja bym zrobiła, gdybym wiedziała, że czeka mnie ostatni dzień w życiu. Samantha potrzebowała czasu, by zrozumieć co naprawdę ważne, dopiero siódmego dnia udało się to jej w pełni. Ciekawa jestem czy mnie zajęłoby to dłużej. 

Mimo intrygującej tematyki, książka jest skierowana do dość zawężonej grupy odbiorców, mianowicie nastolatek. A winnym w tej sprawie są: język i głupiutkie bohaterki. Autorka używa prostego stylu, nie stroni od wulgaryzmów i opisów, które spokojnie można by pominąć. Książkę czyta się dzięki temu szybciej, ale w pewnych momentach wolałabym poważniejszego języka. Przyjaciółki głównej bohaterki (jak i z resztą również Sam) są puste jak portfel przed wypłatą, a ich oddzywki są godne pożałowania („Cześć suko!” to nie jest moim zdaniem najlepszy sposób na przywitanie dobrej znajomej). Prawdopodobnie miało to dobitnie pokazać zmianę systemu wartości Samanthy, ale w dość irytujący sposób.

Książka wciągnęła mnie jednak i z przyjemnością będę ją wspominać, także polecam każdemu, kto w prostym, nieskomplikowanym języku chce poczytać o niecodziennej i niewątpliwie refleksyjnej tematyce.

Ocena: 5/6

Za książkę dziękuję portalowi 3telnia.pl

czwartek, 8 sierpnia 2013

019. "Gejsza z Osaki" Józefa Gawłowicza

 
„Gejsza z Osaki” to najchudsza i najmniejsza książeczka z jaką miałam styczność w ostatnim czasie. Niecałe 100 formatu, który mieści się na dłoni. Wydawało mi się, że nie da się zmieścić cudownej historii na tych niewielu stronach, ale na szczęście byłam w błędzie. Józef Gawłowicz przedstawił nam piękną i wzruszającą historię o nietypowej miłości. Autor poza pisaniem jest również podróżnikiem, ba, kapitanem żeglugi. Zaciekawiła mnie ta dość nietypowa ścieżka kariery i zapałem zaczęłam czytać.

Poznajmy Pawła, obrotnego kapitana, który dzięki wirtuozerii słownej i butelce wódki potrafi załatwić wszystko. Nawet lepszą kukurydzę. Dzięki niej zadowoleni Japończycy spełniają jego zachciankę: przyprowadzają mu gejszę. Co z tego wyniknie? Przekonacie się sami.

Autor i tak już krótką książeczkę podzielił dodatkowo na rozdzialiki, a każdy z nich otwierał obrazek przedmiotu japońskiej kultury z myślą przewodnią tej części lektury. Spodobał mi się ten zabieg, gdyż dzięki niemu można było dowiedzieć się jak wygląda np. miecz japoński, o którym była mowa w tekście. Autor nie stronił też od rozdziałów z dygresjami (ba, nawet sam je tak nazywał), więc zobaczyłam nawet rycinę meksykańskiego sombrero.

Historia napisana jest łatwym językiem, chociaż czasem pojawiały się japońskie nazwy, jednak było to głównie urozmaiceniem. W paru miejscach, gdy ktoś zwracał się po angielsku, po przecinku od razu stawało tłumaczenie. Nie jestem zwolenniczką takiej formy (po co powtarzać dwa razy to samo), wolałabym tradycyjny przypis. Mimo kilku takich dubli książkę czytało się bardzo przyjemnie i szybko. Niewątpliwie miała tu też znaczenie jej objętość, bo aż wstyd jest nie przeczytać tak krótkiego dzieła „na raz”.

Jeden minus, który znalazłam to maniera autora do opisywania zbyt szczegółowo geografii Japonii i budowy statku. W momentach kiedy mówił o maszyneriach, samoistnie się wyłączałam. Jednak nie dziwię się panu Józefowi – gdybym miała na ten temat wiedzę i doświadczenie też chętnie bym się nim chwaliła.

Lekturę polecam wszystkim, bo jest to historia, którą warto znać. Na pewno się nie zawiedziecie.
Ocena: 4,5/6

Przy okazji książka idealnie wpasowała się do tegorocznego lipcowego wyzwania Trójki e-pik: książka, której akcja dzieje się w Chinach lub Japonii.

Za egzemplarz książki dziękuję Antykwariatowi Stara Dobra Książka:

 

Obserwatorzy