O malarzu, Marcu Chagallu słyszeli chyba wszyscy. Jego znane malowidła ozdabiają niejedną galerię. Jednak nieliczni wiedzą, że jego żona, Bella, została pisarką. "Płonące świece" jej autorstwa zabierają nas we wspaniałą podróż żydowskich świąt, obrzędów i innych wydarzeń dnia codziennego.
Książka jest podzielona na trzy części. W pierwszej towarzyszymy małej Belli podczas przygotowań do różnorakich żydowskich świąt. Opisywana jest nie tylko Pascha i Hanuka, ale też mniejsze wydarzenia, które mają miejsce w tej społeczności. W drugiej mamy okazję poznać historię pierwszego spotkania Marca i Belli, którzy poznali swoje bratnie dusze już w wieku lat piętnastu. Towarzyszymy im również podczas pierwszej randki. W ostatniej części autorka kontynuuje opis wydarzeń z życia typowej żydowskiej rodziny, tym razem skupiając się na urodzinach, weselach czy prowadzeniu sklepu.
Książka nie stanowi jednej opowieści, każdy rozdział to osobna historia, wspomnienie z dzieciństwa. Przeszkadzał mi trochę brak jednego wątku, na którym mogłabym się skupić. Gdy jeden z nich mnie zaciekawiał, szybko się kończył, dając pole do popisu zupełnie innej historii. Rozdziały były krótkie i treściwe, skupiały się na wydarzeniach, a nie na osobach, co czasem powodowało trudności w zrozumieniu koligacji rodzinnych. Bella Chagall prowadzi narrację pierwszoosobową, co przywodzi na myśl
czytanie pamiętnika. Nie wprowadza czytelnika w swój świat, ale
gwałtownie wrzuca go na głęboką wodę, co niejednokrotnie powoduje
zagubienie. Stroni ona również od opisów miejsc czy osób, stąd też
wyobraźnia czytelnika pracuje na pełnych obrotach, starając sobie
zwizualizować poszczególnych członków rodziny czy dom autorki. Niewątpliwą zaletą książki są przypisy od tłumacza, który pokrótce objaśniał genezę i istotę każdego święta. Dzięki temu, z łatwością można było zrozumieć postępowanie Żydów podczas danych wydarzeń, a także dowiedzieć się czegoś nowego o ich kulturze.
Najbardziej ujmująca, moim zdaniem, była historia o pierwszym spotkaniu przyszłych małżonków. Belli nie od razu spodobał się chłopak, nazywała go nawet "mizernym chłopaczyną", jednak wkrótce zaczął ją intrygować ten młody malarz. Cała ta opowieść jest opisana z wdziękiem, a fakt, że kiedyś się zdarzyła dodaje do tego smaczku.
Ciekawym urozmaiceniem lektury były szkice Marca Chagalla, które otwierały lub zamykały każdy rozdział. Osobiście nie przepadam za tym nurtem w malarstwie, ale te ilustracje mogą być nie lada gratką dla wielbicieli kubizmu.
Podsumowując, z książki dowiedziałam się naprawdę wielu ciekawych informacji o kulturze żydowskiej. Chociaż forma krótkich historii nie do końca przypadła mi do gustu to lekturę skończyłam z przyjemnością. Mogę z czystym sercem polecić ją wszystkim, bo "Płonące świece" z pewnością zasługują na szersze grono odbiorców.
Interesująca publikacja aczkolwiek przyznam, że jakoś jej tematyka nie końca mnie przekonuje. Chyba jednak wolę lżejsze, bardziej rozrywkowe tematycznie książki na poprawę humoru.
OdpowiedzUsuńJak ja Ci zazdroszczę ze masz czas czytać taknie ambitne powieści ;-) świetna recenzja, a za książką na pewno się rozejrzę :)
OdpowiedzUsuńTym razem chyba jednak ją sobie odpuszczę. Niespecjalnie interesuje mnie ta tematyka. ;)
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś się skuszę, ale na razie nie.
OdpowiedzUsuńWitam :) Niestety, nie mam żadnego e-mailu. Możliwe, że mój chłopak przypadkowo usunął, ponieważ to wspólna poczta. Gdzie mam podać wszelkie informacje? ;)
OdpowiedzUsuńPoproszę je zatem na mojego e-maila: kliva-net@tlen.pl
UsuńZaintrygowałaś mnie. Nie słyszałam wcześniej o Belli. A to błąd. Do naprawienia.
OdpowiedzUsuńkolodynska.pl
To może być ciekawa lektura, ale też dosyć wymagająca:) Być może spróbuję.
OdpowiedzUsuń