wtorek, 3 grudnia 2013

30. "Płonące świece" Belli Chagall

 

O malarzu, Marcu Chagallu słyszeli chyba wszyscy. Jego znane malowidła ozdabiają niejedną galerię. Jednak nieliczni wiedzą, że jego żona, Bella, została pisarką. "Płonące świece" jej autorstwa zabierają nas we wspaniałą podróż żydowskich świąt, obrzędów i innych wydarzeń dnia codziennego.

Książka jest podzielona na trzy części. W pierwszej towarzyszymy małej Belli podczas przygotowań do różnorakich żydowskich świąt. Opisywana jest nie tylko Pascha i Hanuka, ale też mniejsze wydarzenia, które mają miejsce w tej społeczności. W drugiej mamy okazję poznać historię pierwszego spotkania Marca i Belli, którzy poznali swoje bratnie dusze już w wieku lat piętnastu. Towarzyszymy im również podczas pierwszej randki. W ostatniej części autorka kontynuuje opis wydarzeń z życia typowej żydowskiej rodziny, tym razem skupiając się na urodzinach, weselach czy prowadzeniu sklepu.

Książka nie stanowi jednej opowieści, każdy rozdział to osobna historia, wspomnienie z dzieciństwa. Przeszkadzał mi trochę brak jednego wątku, na którym mogłabym się skupić. Gdy jeden z nich mnie zaciekawiał, szybko się kończył, dając pole do popisu zupełnie innej historii. Rozdziały były krótkie i treściwe, skupiały się na wydarzeniach, a nie na osobach, co czasem powodowało trudności w zrozumieniu koligacji rodzinnych. Bella Chagall prowadzi narrację pierwszoosobową, co przywodzi na myśl czytanie pamiętnika. Nie wprowadza czytelnika w swój świat, ale gwałtownie wrzuca go na głęboką wodę, co niejednokrotnie powoduje zagubienie. Stroni ona również od opisów miejsc czy osób, stąd też wyobraźnia czytelnika pracuje na pełnych obrotach, starając sobie zwizualizować poszczególnych członków rodziny czy dom autorki. Niewątpliwą zaletą książki są przypisy od tłumacza, który pokrótce objaśniał genezę i istotę każdego święta. Dzięki temu, z łatwością można było zrozumieć postępowanie Żydów podczas danych wydarzeń, a także dowiedzieć się czegoś nowego o ich kulturze. 

Najbardziej ujmująca, moim zdaniem, była historia o pierwszym spotkaniu przyszłych małżonków. Belli nie od razu spodobał się chłopak, nazywała go nawet "mizernym chłopaczyną", jednak wkrótce zaczął ją intrygować ten młody malarz. Cała ta opowieść jest opisana z wdziękiem, a fakt, że kiedyś się zdarzyła dodaje do tego smaczku.

 Ciekawym urozmaiceniem lektury były szkice Marca Chagalla, które otwierały lub zamykały każdy rozdział. Osobiście nie przepadam za tym nurtem w malarstwie, ale te ilustracje mogą być nie lada gratką dla wielbicieli kubizmu.

Podsumowując, z książki dowiedziałam się naprawdę wielu ciekawych informacji o kulturze żydowskiej. Chociaż forma krótkich historii nie do końca przypadła mi do gustu to lekturę skończyłam z przyjemnością. Mogę z czystym sercem polecić ją wszystkim, bo "Płonące świece" z pewnością zasługują na szersze grono odbiorców.

niedziela, 1 grudnia 2013

Podsumowanie listopada + wyniki rozdawajki



Listopad był dla mnie dobry pod względem czytelniczym, udało mi się przeczytać 9 książek:
„Dziewczyny z Hex Hall” Rachel Hawkins                       
„Felix, Net i Nika oraz Nadprogramowe Historie” Rafał Kosik
„Heroizm dla początkujących” John Moore
„Płonące świece” Bella Chagall
„Druga szansa” Tony Parsons
„Motyl” Liza Genova
„Firma przewozowa Gonzales&córka” Maria Amparo Escandon
„Niebieskie migdały” Katarzyna Zyskowska-Ignaciak
„Papla wychodzi za mąż” Meg Cabot

Największym odkryciem jest zdecydowanie „Motyl” Lisy Genovej, którego recenzja ukaże się już wkrótce. 

Moje plany na przyszły miesiąc to na pewno najnowsza część „Felixa, Neta i Niki”, która jest już zamówiona. Chciałabym sobie także odświeżyć trylogię „Igrzysk śmierci”, bo jestem zauroczona tym nowym filmem. 

Skończyłam też moje osobiste wyzwanie, mianowicie „Przesłuchać całego Harry’ego Potter’a”. Spędziłam naprawdę cudowne godziny, przeżywając jeszcze raz te wszystkie wydarzenia. Jeśli masz czas i chęci, a się wahasz – zdecyduj się na to, Fronczewski świetnie interpretuje przygody młodego czarodzieja.

Przejdźmy teraz do tej ciekawszej części. W mojej pierwszej rozdawajce wzięło udział 18 osób. Zanotowałam sobie większość książek, które mi poleciliście, bo, co ciekawe, dużej ilości z nich nie czytałam. 
Wszystkie losy prezentowały się tak:

Maszyna losująca uniosła swoje szczypce:


 A szczęśliwiec to...



 Gratuluję, a ze zwyciężczynią skontaktuję się e-mailowo.

I tak, mój blog ma już oficjalnie pół roku!

poniedziałek, 18 listopada 2013

Stosik trzeci

Po raz kolejny prezentuję moje cudo, tym razem w scenerii świątecznej i podzielonej na dwa stosy.

Lewy stosik pochodzi z różnych źródeł, ba, ostatnie jest nagrodą w konkursie:
"Klub Dantego"
"Stulecie detektywów"
"Maledictionis fili"
"Ukryci w Paryżu"

Natomiast prawy stosik w całości przywiozłam z wydarzenia zwanego Zamieniadą, które dzieje się regularnie w Inowrocławiu. Czytelnicy z okolic spotykają się raz na jakiś czas, przynosząc papierowe skarby i wymieniają się z innymi. Akcja jest jak najbardziej godna polecenia jako zyskanie nowych nabytków i poznanie świetnych ludzi. Rozejrzycie się, w Waszym mieście na pewno coś podobnego też jest organizowane. W ostatnich wymianach zdobyłam:
"Nell"
"Powrót do Missing"
"Śnieżka musi umrzeć"
"na fejsie z moim synem"
"Weronika zmienia zdanie"
"Przygoda z owcą"

Czytaliście coś z moich nowych nabytków? Czy coś polecacie?

 

poniedziałek, 11 listopada 2013

029. "Heroizm dla początkujących" Johna Moore'a


Heroizm dla początkujących - John Moore

Parodia to raczej niski gatunek literacki. Najczęściej zawiera nietrafione, kloaczne żarty, którą są na bardzo niskim poziomie, powodując oburzenie fanów parodiowanego dzieła. Bo też i parodie pisać trzeba umieć. A John Moore napawdę to potrafi i pokazuje to w „Heroizmie dla początkujących”. Szkoda zatem, że książkę zna tak mało osób. Mam nadzieję, że dzięki tej recenzji ktoś sięgnie po tą pozycję, bo czeka go kilka godzin głośnego śmiechu.


Akcja rozgrywa się w średniowieczu, gdzie w konkury do ręki Lodowej Księżniczki stają dzielni rycerze i szlachcice. Kandydaci muszą wykazać się dobrym sercem, interesującą osobowością, by wkupić się w łaski zarówno księżniczki, jak i lordów. Reguły zalotów szybko się jednak zmieniają, kiedy z królestwa zostaje wykradziony Artefakt Numer Siedem. Jak to w bajkach bywa – rękę księżniczki zdobędzie znalazca. Nasz bohater, Kevin ma utrudnione zadanie, ale czego się robi dla wybranki, zwłaszcza kiedy romans z nią trwa już od roku. W tej ciężkiej wyprawie towarzyszy mu tytułowy poradnik oraz... sama księżniczka, samowolnie mianująca siebie „wesołkowatym pomagierem”, postępując zgodnie z radą z książki, że każdy bohater takiego mieć powinien. 

Fabuła nie jest może odkrywcza, bo epic fantastyki jest wiele, jednakże sposób przedstawienia wydarzeń sprawił, że „Heroizm dla początkujących” to ponad 300 stron wybornej lektury. Akcja jest wartka, nie ma czasu na nudę. Autor bawi się językiem, czasem wynikają z tego zabawne sytuacje.
Teraz słówko o bohaterach. Kevin to pewny siebie książę i zupełnie dobrze sprawdza się jako główny bohater. Dowcipny, zaradny i odrobinę sarkastyczny – wszystkie cechy, które ponoszą status lubienia postaci ma na swoim miejscu. Rebeka, Lodowa Księżniczka, usiłuje być zabawna (toć taka rola „wesołkowatego pomagiera”), jednak potrafi spalić nawet najprostszy dowcip. Na koniec moja ulubiona postać – Zły Lord Voltometr czyli Ten, Którego Imię Należy Wymawiać. Zasadniczo nie jest taki zły na jakiego pozuje, często bywa zakłopotany i ma tendencje do „demonicznych monologów”.

Na początku pisałam, że książka jest parodią. Czego? A no właśnie fantastyki w ujęciu całkowitym i dnia codziennego. Począwszy  od imienia złego Lorda, gdzie inspiracja Harrym Potterem jest aż nadto wyraźna, przez parodię typowych elementów epic fantasy (np. uratowanie świata w ostatniej sekundzie) aż po wyśmiewanie typowych elementów dzisiejszej rzeczywistości. Bo przecież: „nie da się przejść przez stary zamek nie przechodząc przez sklep z pamiątkami”.

Pomimo, iż akcja dzieje się w średniowieczu, jest kilka fragmentów, w których czytelnik zastanawia się czy aby na pewno. Pomijając przywołany wcześniej sklepik z pamiątkami, mamy jeszcze szkolne kartkówki, magazyn „Bravo Princess” i poradniki wędkarstwa. Myślę, że może to trochę razić bardziej wnikliwych czytelników.

Książka jest kopalnią zabawnych cytatów i mój egzemplarz był gęsto poznakowany różnego typu papierkami żeby przepisać później najlepsze fragmenty. „Heroizm dla początkujących polecam każdemu, kto ma ochotę pośmiać się ze znanych stereotypów fantastyki, sparodiowanych z gracją i wdziękiem.

Książka przeczytana w ramach aktualnego wyzwania Trójki E-pik: książka z motywem królewskim:
 


Każdego kto nie zgłosił się jeszcze do mojej rozdawajki serdecznie zapraszam do wzięcia udziału.

czwartek, 7 listopada 2013

Rozdawajka


A teraz obiecana niespodzianka!
Może niektórzy co bardziej spostrzegawczy zauważyli, a może nie, że pierwszego grudnia przypada już pół roku odkąd prowadzę bloga. Może nie jest to super ważna rocznica, jednakże zakładając Malinowe Wspomnienia nawet nie pomyślałam o tym, że wytrzyma on tak długo. Sądziłam, że wszystko skończy się na słomianym zapale. A jednak nie.
Z tej pięknej okazji chcę urządzić tutaj ROZDAWAJKĘ URODZINOWĄ!

Zasady są bardzo proste i przyjemne:
1. Organizatorem konkursu jestem ja, właścicielka Malinowych Wspomnień.
2. Nagrodą w konkursie jest książka: „Ulica tysiąca kwiatów”, skórkowa zakładka oraz coś słodkiego na przekąskę.
3. Konkurs trwa od dzisiaj, tj. 07.11.13 do 30.11.13 do północy. Zgłoszenia po tym terminie nie będą brane pod uwagę.
4. Wyniki pojawią się następnego dnia po zakończeniu konkursu czyli w półrocznicę bloga.
5. Zwycięzcę, wybranego drogą losowania (znana metoda karteczkowa) poinformuje e-mailowo o wygranej.
6.  Książkę wysyłam tylko na terenie Polski.
7. Blogom założonym tylko po to, aby zgarnąć nagrodę mówię stanowcze nie.

ZADANIE KONKURSOWE:
Proszę o polecenie książki, która jest optymistyczna i nadaje się na listopadowe popołudnia. Tytuł, autor + krótkie uzasadnienie.

WZÓR ZGŁOSZENIA:
Pragnę/chcę/potrzebuję nagrody.
Nick:
E-mail:
Odpowiedź na zadanie konkursowe:

Nie ma żadnego przymusu z dodawaniem mnie do obserwowanych, Google + czy innych tego typu stronek, bo lubię mieć grono czytelników, które naprawdę czyta moje recenzje. Jeśli chcesz zostać tu na dłużej to oczywiście serdecznie zapraszam, chętnie też poznam Twojego bloga.
Za to ładnie proszę o wstawienie banerka -  moje zdolności obróbki zdjęć są ograniczone, ale jestem dumna z mojego potworka. Nie chciałabym żeby się zmarnował. PS Nie, nic nie jest wklejane, to prawdziwe zdjęcie:) 

I jeszcze jedna malutka niespodzianka, ale tym razem dla dwóch dziewczyn: cyrysi i Suzy, które postanowiłam wyróżnić za niezmordowane i aktywne komentowanie. Dzięki dziewczyny! Jeżeli postanowicie się zgłosić to w puli będą po dwa Wasze losy.
Zapraszam zatem do zgłaszania się.



028. "Felix, Net i Nika oraz Nadprogramowe Historie" Rafała Kosika

 

 Dawno, dawno temu dostałam pod choinkę dwa pierwsze tomy cyklu „Felix, Net i Nika”. Mama, zasugerowana imieniem bohaterki, które brzmi prawie jak moje była pewna, że to będzie przyjemna i zabawna lektura. Nie pomyliła się ani o jotę. Nawet dzisiaj, już po ukończeniu liceum chętnie wracam do całego cyklu, którego 10 części dumnie prezentuje się na półce i mogę stwierdzić, że z tej serii chyba nigdy nie wyrosnę. Dlatego jak tylko Rafał Kosik wydał „Nadprogramowe opowiadania” wiedziałam, że tą książkę mieć muszę. Zbiór (bo prawie 500 stron to już nie zbiorek) zawiera opowiadania, które kiedyś w ramach pocieszenia dla fanów były wydawane w formie małych książeczek, ale też jest tam coś zupełnie nowego, a każde z nich okraszone jest tym specyficznym i tak kochanym przeze mnie humorem.
Osiem smaczków rozpoczyna się „Tajemnicą Kredokroda”, w którym nasza paczka przyjaciół poszukuje tajemniczego złodzieja kredy. Rozwiązanie oczywiście jest nie do odgadnięcia, a wymyślanie go przeplatają scenki z życia szkolnego, które w książkach Kosika zawsze budziły we mnie napady śmiechu. „Metoda sześciopalczastego” dzieje się tuż po wydarzeniach opisanych w tomie drugim całego cyklu – szczęśliwi przyjaciele wracają z nad morza i trafiają do dziwnych Wlon, w którym muszą rozwiązać zagadkę dziwnej pogody i znikających kotów (nie obyło się tutaj bez żartów Neta o jedzeniu kociny, więc odradzam opowiadanie osobom, których nie śmieszy taki humor). „Bardzo senna ryba” to chyba najlepsze opowiadanie ze zbioru. Bohaterowie, podobnie jak w trzeciej części, „budzą się” we wspólnym śnie z czarną karocą. Tylko z małym wyjątkiem: pojawia się tytułowa ryba i grozi uwięzieniem w snach innych, dopóki przyjaciele nie spełnią jej trzech życzeń. Dzięki temu, Felix, Net i Nika podróżują po snach różnych postaci, znanych nam dobrze z całego cyklu, co prowadzi do wielu zabawnych sytuacji. „Ściema Smoczysława” to krótka relacja z wycieczki do Muzeum Gazownictwa, którą klasa wygrała w czwartej części, moim zdaniem najsłabsze, chociaż też zabawne, opowiadanie z książki. „Wysłannicy”, najdłuższa część opowiada o krypto-średniowieczu, w którym wszystkie nowinki techniczne zagarnął Władca, a prosty lud wierzy, że to magia. Mam wrażenie, że to opowiadanie było pierwotnie osobną przygodą bohaterów w jednym z ostatnim dwóch tomów (gdy podróżowali między światami), ale z powodu i tak już ogromnych ich gabarytów, zostało zdegradowane do roli osobnej historii.  „Romantyczny interdyscyplinarny projekt” chyba wzbudził we mnie najwięcej radości, pomimo dużej ilości nieprawdopodobnych zdarzeń (kto zabiera niemowlaki do szkoły?). Dyrektor Stokrotka, mądrzejszy po lekturze gazety, zarządza w szkole tytułowy RIP (zbieżność nazwy nie jest przypadkowa), a królikami doświadczalnymi ma być właśnie klasa 2a. Mnóstwo śmiechu i świetnych cytatów. Ostatnie dwa opowiadania „Priorytet Zero” oraz „Wędrujące samogłoski” związane są znowu z drugą częścią cyklu. Pierwsze opowiada o życiu z perspektywy agenta Mamrota, drugie o przyszłości. Więcej szczegółów nie zdradzę.

Książka niczym mnie nie zaskoczyła, bo spodziewałam się dobrej rozrywki i ją dostałam. Mimo sporego gabarytu, opowiadania pochłonęłam w dwa dni, czując niedosyt, bo łudziłam się, że tej dobrej lektury starczy na więcej. Bohaterowie są dopracowani,  znani nam co prawda dobrze z głównej serii, ale wciąż potrafią zaskoczyć. Felix jak zwykle zachowuje trzeźwość umysłu, Nika sumienie, a  Net rzuca mądrościami jak z rękawa:
"Pieczarki to grzyby. Pleść to też grzyby. Więc zapleśniałe pieczarki to takie jakby supergrzyby."

Polecam wszystkim, którzy już znają pana Kosika i paczkę przyjaciół, ale także tym, którzy dopiero chcieliby się z nim zapoznać. Te historie to świetny przedsmak całej serii i wzbudzają apetyt na więcej. 
                                                               ***
Niespodzianki lepiej smakują, kiedy się o nich wie i na nie czeka, więc, specjalnie dla Was moi drodzy, jeszcze dziś wieczorem będzie niespodzianka. Szykujcie się:)

Obserwatorzy