poniedziałek, 4 listopada 2013

026. "Dziewczyny z Hex Hall" Rachel Hawkins

 Dziewczyny z Hex Hall - Rachel Hawkins
Każdy ma chyba książkę, która „chodzi” za nim od dłuższego czasu. Chcę się przeczytać, ale jakoś nie ma okazji – na bibliotekę za nowa, a kupować kota w worku też nie warto. Dlatego, kiedy tylko ktoś chciał podarować mojej książce drugie życie, nie zastanawiałam się długo, kiedy zobaczyłam w jego schowku „Dziewczyny z Hex Hall” Rachel Hawkins. Nigdy nie spodziewam się za dużo po książkach, których główna bohaterka jest ode mnie młodsza, bo zazwyczaj (oczywiście, wyjątki się znajdą) jest to książka przeznaczona dla niższej grupy wiekowej. Jednak różnica między mną a Sophie nie okazała się problemem (w końcu to tylko trzy lata), więc książkę czytało mi się szybko, łatwo i przyjemnie.
Słówko o fabule. Książka pochodzi z gatunku „fantasy dla młodzieży” czyli są potwory (ha! Na szczęście sławnych wampirów było tylko sztuk dwie), intryga i jakiś elegancki romansik. Sophie była niegrzeczną czarownicą. Zbyt często jej zaklęcia rzucane z chęcią pomocy kończyły się fiaskiem i ukazaniem jej zdolności magicznych całej rzeszy „mugoli” (to skojarzenie nasuwa się samo). W efekcie czekała ją przeprowadzka i lat dziewczyna zwiedziła 19 stanów przez 16 lat. W końcu cierpliwość Rady się skończyła i czarownica trafiła do zakładu resocjalizacji Hekate Hall, szkoły dla magicznych stworzeń. 

Fabuła była niezwykle prosta i łatwa w odbiorze. Autorka znakomicie wprowadziła nas w klimat szkoły stylizowanej na średniowieczną. Styl nie był górnolotny, ale Rachel Hawkins nie nadużywała też typowych zwrotów młodzieżowych, których młodzi tak naprawdę nie używają, chociaż wszyscy myślą, że tak. Nie było też żadnych angielskich wstawek, tak typowych dla tej literatury, za co bardzo autorce dziękuję.

Bohaterowie niestety byli dość stereotypowi – główna bohaterka – gumzia, która z czasem zaczyna wierzyć w siebie? Jest. Jej bardzo miła i słodka koleżanka? Jest. Arogancki przystojniak? Jest. I oczywiście wredna dziewczyna przystojniaka? Obecna. Każda postać została jednak wyposażona w jakąś cechę, dzięki której jej kreacja odbiegała trochę od typowego romansu dla nastolatek. I tak Sophie dostała sarkazm, który ubarwił moją lekturę kilkoma głośnymi wybuchami śmiechu. Naprawdę można było polubić tą czarownicę. Nie podobał mi się natomiast zaskakujący „gratis” jaki dodano do Archera. Owszem, było to zaskoczeniem, jednak dużo bardziej by mi się podobał bez tej niespodzianki.

Muszę jednak przyznać, że czytając, poczułam się trochę jakby ta historia była mi znana. Czytając recenzję „Dziewczyn z Hex Hall” na innych blogach dowiedziałam się dlaczego. Pewna autorka (niestety nie pamiętam, z którego bloga – gdybyś przypadkiem to przeczytała, zgłoś się, a na pewno tutaj o Tobie wspomnę) porównała tą książkę do filmu „Wild Child”. I trafiła w dziesiątkę. Odejmując całą magiczną otoczkę te dwie szkoły i główne bohaterki łączy bardzo wiele.

Podsumowując: jeśli macie ochotę na lekką i przyjemną lekturkę na jeden wieczór, zdecydowanie polecam „Dziewczyny z Hex Hall”, które doczekało się nawet podwójnej kontynuacji. Teraz jednak smutniejsza wiadomość: ostatnia część niezostanie (z dziwnych i niewyjawionych powodów) wydana w Polsce. Dobrze zatem, że umiem angielski na całkiem przyzwoitym poziomie, bo z pewnością po nią sięgnę.


3 komentarze:

  1. Książkę mam, leży na półce, ale jeszcze jej nie czytałam. Szkoda jednak, że całej serii nie będzie w polskim wydaniu :-(

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja jakoś do książki nie mam przekonania. Za to bardzo mnie dziwi, że ostatnia część nie ukaże się w Polsce - bardzo dziwna decyzja.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja właśnie jakiś czas temu zauważyłam ją w bibliotece, jednak akurat nie miałam na nią ochoty. Jeśli znowu zobaczę ją na którejś z półek, chętnie dam jej szansę. :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy