Dostając tą książkę w swoje łapki miałam wobec niej duże
oczekiwania. Po poprzednim dziele autorki, magicznych „Zaklętych w czasie”,
pozostały same dobre wspomnienia i spodziewając się czegoś na podobnym poziomie
z przyjemnością zaczęłam lekturę. Moje rozczarowanie można byłoby zaliczyć
spokojnie do rankingu „Największych porażek czytelniczych 2013”.
Pierwszym zdaniem zostajemy brutalnie przeniesieni w sam środek akcji, dowiadujemy się o śmierci Elsbeth. Chwilę potem poznajemy też pogrążonego w rozpaczy Roberta, sąsiadów, a także siostrę zmarłej, mieszkającą na innym kontynencie, która, o dziwo, wielkiego żalu nie ma. Zakrywa je natomiast zaskoczenie, że bliźniaczka zapisała mieszkanie w Londynie swoim (także bliźniaczym) siostrzenicą, stawiając przedziwne warunki (m.in o zakazie przyjmowania odwiedzin od rodziców). Kilka zdań wprowadzających, a autorka molestuje nas zbędnymi opisami ponad 150 stron. Zawsze daję książkom szansę, więc (o naiwności!) łudziłam się, że gdy tylko Julia i Valentina przeprowadzą się do Wielkiej Brytanii, zacznie się coś dziać. Nic bardziej mylnego. Zapoznajemy się z każdym szczególikiem ich nowego życia, pani Audrey nie szczędzi nam opisów, które niestety są nijakie i zupełnie nieciekawe. Szczególną uwagą darzy cmentarz Hightgate, którego wprawdzie nigdy nie zwiedzałam, ale z książki dowiedziałam się więcej niż bym chciała. Momentem interesującym jest odkrycie faktu, że ciotka Elsbeth-duch nawiedza mieszkanie bliźniaczek. Ten motyw zostaje jednak spłycony do ruszania zasłonami i przesuwania łyżeczek. Dopiero pod koniec książka wzbudziła moje nikłe zainteresowanie, kiedy na wierzch wychodzi skrywana tajemnica rodzinna, a jeden z głównym bohaterów... cóż, więcej nie zdradzę. Jednak ostatnie rozdziały zatarły ten nikły płomień dobrej opinii, którą zaczęłam mieć o tej książce. Są po prostu... tragiczne.
Pierwszym zdaniem zostajemy brutalnie przeniesieni w sam środek akcji, dowiadujemy się o śmierci Elsbeth. Chwilę potem poznajemy też pogrążonego w rozpaczy Roberta, sąsiadów, a także siostrę zmarłej, mieszkającą na innym kontynencie, która, o dziwo, wielkiego żalu nie ma. Zakrywa je natomiast zaskoczenie, że bliźniaczka zapisała mieszkanie w Londynie swoim (także bliźniaczym) siostrzenicą, stawiając przedziwne warunki (m.in o zakazie przyjmowania odwiedzin od rodziców). Kilka zdań wprowadzających, a autorka molestuje nas zbędnymi opisami ponad 150 stron. Zawsze daję książkom szansę, więc (o naiwności!) łudziłam się, że gdy tylko Julia i Valentina przeprowadzą się do Wielkiej Brytanii, zacznie się coś dziać. Nic bardziej mylnego. Zapoznajemy się z każdym szczególikiem ich nowego życia, pani Audrey nie szczędzi nam opisów, które niestety są nijakie i zupełnie nieciekawe. Szczególną uwagą darzy cmentarz Hightgate, którego wprawdzie nigdy nie zwiedzałam, ale z książki dowiedziałam się więcej niż bym chciała. Momentem interesującym jest odkrycie faktu, że ciotka Elsbeth-duch nawiedza mieszkanie bliźniaczek. Ten motyw zostaje jednak spłycony do ruszania zasłonami i przesuwania łyżeczek. Dopiero pod koniec książka wzbudziła moje nikłe zainteresowanie, kiedy na wierzch wychodzi skrywana tajemnica rodzinna, a jeden z głównym bohaterów... cóż, więcej nie zdradzę. Jednak ostatnie rozdziały zatarły ten nikły płomień dobrej opinii, którą zaczęłam mieć o tej książce. Są po prostu... tragiczne.
Warto jednak na koniec wspomnieć o małym wątku, który podbił
moje serce, o wiele skuteczniej niż bliźniaczy melodramat. Raz na kilkanaście
rozdziałów pojawiał się wątek sąsiadów – chorego na coś w stylu nerwicy
natręctw Martina i żony, która od niego odeszła. Na początku książki zupełnie
nie rozumiałam po co ten wątek jest prowadzony. Potem jednak pojęłam, że jego
funkcją jest pomoc biednemu czytelnikowi w dobrnięciu do końca lektury. Trochę
ironiczne, co? To tak jakby w całym „Harrym Potterze” śledzilibyśmy z zapartym
tchem życiorys Madam Malkin, a zupełnie olewali walkę świata z Voldemortem.
W całej książce bardzo podobało mi się jedno jedyne zdanie,
które doskonale oddaje cały jej charakter (niestety nie jest to oryginał, ale
moja próba rekonstrukcji, gdyż książkę jak najszybciej oddałam): „Przez
najbliższe tygodnie nie działo się kompletnie nic.” Tak więc, jeśli nie chcecie
czytać zupełnie o niczym, nie sięgajcie po tą pozycję.
Ocena: 3/6
Ocena: 3/6
Świetna porównanie z Harry'm Potter'em, uwielbiam Cię za nie, bo uwielbiam wszystko co z wyżej wymienionym związane. Myślałam że książka jest ciekawsza, ale chyba sobie ją odpuszczę. Skoro jakiś wątek ma pomóc w dotarciu do końca lektury, to ja szczerze dziękuje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
"Zaklętych w czasie" nie czytałam, ale chętnie bym to zmieniła. Z kolei "Lustrzane odbicie" czytałam i wspominam dość dobrze. Może po prostu miałyśmy co do niej odmienne oczekiwania? Historia Martina rzeczywiście zasługuje na uwagę i jest miłym przerywnikiem od życia bliźniaczek, jednak ja skupiłam się głównie na portrecie psychologicznym bohaterek i ich wzajemnych relacjach - Julii, która nie wyobraża sobie życia bez siostry, oraz Valentiny, która jednak chciałaby choć do pewnego stopnia zacząć żyć na własną rękę. Zrecenzowałam ją u siebie, więc możesz zajrzeć, jeśli chciałabyś poznać resztę moich wniosków. ;)
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu recenzji spodziewałam się oceny 2/6, a tu trójeczka:)Raczej nie sięgnę po tę ksiazkę.
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana na moim blogu do Liebster Award, jeżeli masz ochotę na udział w tej zabawie to zapraszam:)
Nie słyszałam nigdy wcześniej o tej książce, ale widzę, że nic na tym nie tracę, gdyż jest to twoim zdaniem nudna pozycja, dlatego i ja sobie ją odpuszczę.
OdpowiedzUsuńZaklętych w czasie wspominam z sentymentem, ale po twojej recenzji nie mam ochoty na kolejną powieść autorki
OdpowiedzUsuńNie czytałam, ale po Twojej recenzji jestem pewna, że nawet gdybym miała taką okazję, nie sięgnę po "Lustrzane odbicie".
OdpowiedzUsuńHmm, ta książka chyba mi się nie spodoba raczej ją sobie odpuszczę..
OdpowiedzUsuńRaczej nie gustuję w tego typu literaturze.:)
OdpowiedzUsuńNie sięgnę, szczególnie po Twojej recenzji :) zapraszam http://qltura.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńZaklęci w czasie to jedna z moich ulubionych książek i po Lustrzane odbicie sięgnę na pewno, choćby z czystej ciekawości jak wypadnie w moich oczach :)
OdpowiedzUsuńHej :) Nominowałam Twojego bloga do popularnej zabawy Libster Blog, więcej na http://qltura.blogspot.com/2013/06/liebster-award-razy-trzy.html#comment-form
OdpowiedzUsuńRaczej ją sobie odpuszczę...
OdpowiedzUsuńA najbardziej nieoczekiwane jest zakończenie. Czytelnik niby się go domyśla, ale nie chce dopuścić takiej ewentualności. Boi się że to może się wydarzyć. Z resztą zapraszam do siebie, tam napisałam więcej. http://domodnaleziony.blogspot.com/2013/07/lustrzane-odbicie-i-sonce.html
OdpowiedzUsuń