Na tą książkę trafiłam przypadkiem. Buszując w mojej
bibliotece w poszukiwaniu czegoś na weekend natknęłam się na intrygujący i
zaskakujący tytuł. Przecież księżniczki to pożądany towar, jak ktoś może
takowej nie chcieć? Zainteresowana, szybko (powieść ma zaledwie 300 stron)
przekonałam się dlaczego.
Sama książka składa się z dwóch części, powiedzmy opowiadań,
których idea opiera się na tym samym. Współczesny nam mężczyzna przypadkowo
ląduje w zaczarowanym świecie i przyjmowany jest jako wybawiciel królestw.
Dwaj autorzy prawdopodobnie musieli się zmówić o czym będą
pisać, bo wątpię żeby wpadli na podobny pomysł i nikt nie został posądzony o
plagiat. Pierwszy pan, Lyon Sprague de
Camp zasłynął kontynuacjami „Conana Barbarzyńcy”, niedawno przeszedł na tamten
świat. Pomysłodawca drugiej części książki, David Drake, ma się dobrze i
kontynuuje pisanie swojego dorobku w dziedzinie militarnej fantastyki naukowej
(Ha! Wiedziałam, że coś wspólnego z chemią musi mieć!)
Obie opowieści
funkcjonują osobno, więc skupię się na nich po kolei. „Niechciana księżniczka”
od razu wprowadza nas w środek akcji, gdyż całe królestwo oczekuje od biednego
przybysza z XX wieku pokonania przerażającej bestii. Nagroda jest oczywiście
tradycyjna – pół królestwa i ręka księżniczki. Rollin (gdyż tak ma na imię ów
bohater) odmawia jednak grzecznie, czym wzbudza agresję udomowionego lwa i
potok łez księżniczki. Sytuacja absurdalna, prawda? Jednak to jest dopiero
początek. W książce roi się od takich sytuacji, nie rażą one jednak, ale tylko
rozbawiają czytelnika. Wnikając w ten dziwny świat, miałam wrażenie, że czytam
jedną z pierwszych książek Terry’ego Pratchetta, gdzie jeszcze to moje ulubione
poczucie humoru nie zostało jeszcze w pełni jednak rozwinięte. Spojrzałam
jednak na daty. Jakież ogarnęło mnie zdumienie, gdy zobaczyłam, że obecnie
czytana książka została wydana po raz pierwszy w 1951 roku czyli w czasach, gdy
fantastyka dopiero się rodziła. Samo opowiadanie czyta się szybko, chcąc prędko
poznać kolejne przygody bohatera. Tą część tej książki polecam każdemu, kto
chciałby urozmaicić sobie popołudnie. Z drugą opowieścią jest trochę gorzej.
Może wynika to z tego, że pomysł jest podobny, a czytelnik jest świeżo po
poprzedniej historii. Niby inny bohater, inny świat, ale zadanie, nagroda
pozostaje takie samo. Także sam język był bardziej pogmatwany, nie raz
przyłapywałam siebie na powtórnym czytaniu danego zdania. Myślę, że opowiadanie
pana Drake’a sporo by zyskało na byciu osobną publikacją. Słowa „Zaczarowany
królik” nawet nie pojawiają się na okładce, dopiero małym druczkiem przy
oryginalnym tytule. Także objętościowo podział książki jest nierówny, druga
historia zajmuje zaledwie 50 stron.
Dzieło mogę polecić
na leniwe popołudnie każdemu fanowi fantastyki, gdyż pomysł i jego realizacja
są na dobrym poziomie. Jednak taka rada od poszkodowanej: z przeczytaniem
drugiej historii wstrzymałabym się jakiś tydzień albo odwrotnie – od niej bym
zaczęła. Świeże spojrzenie lepiej wpłynęłoby na jej interpretację.
Ocena: 4/6
Nie jestem znawcą fantastyki, ale ta książka mimo Twojej pozytywnej opinii jakoś mnie do siebie nie przekuje, może za mało znam się na tych klimatach... Za to od dawna mam w planach Pratchetta, może w jego fantastyce się rozkocham:)
OdpowiedzUsuńFantastyki często nie czytam, ale jak już to książki zazwyczaj mi się podobają :) Może być fajne, tak jak na pisałam, na leniwe popołudnie :) Przy następnej wizycie w bibliotece poszukam :)
OdpowiedzUsuńPS : Widze że jesteś nowa! Życzę Ci z całego serca powodzenia i sukcesów :)
Lubię fantastykę, przeczytam :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia w prowadzeniu bloga, byle się nie zniechęcaj ;)
Pozdrawiam
Podział rzeczywiście dość dziwny. Jeśli chodzi o książkę, to nie wiem czy po nią sięgnę, może jeśli akurat będę miała okazję ;)
OdpowiedzUsuńPozwolę sobie też życzyć Ci powodzenia i wytrwałości w pisaniu recenzji ;D