Dawno, dawno temu moja mam zafascynowana programami o
gotowaniu wybrała na cotygodniowy wieczorek z filmem twór pt. „Przepiórki w
płatkach róży”. Jako, że potworek był meksykański, patrzyliśmy na niego
nieufnie, mając w pamięci telenowele z sąsiednich krajów. Film okazał się
jedynym z dziwniejszych cosiów jakie widziałam. A gdy dowiedziałam się, że
powstał na podstawie książki, czym prędzej musiałam ją przeczytać.
Autorka, Laura Esquivel, nie może pochwalić się zbyt dużym
książkowym dorobkiem, za to mąż jest godny pochwały. To on wyreżyserował
„Przepiórki”. Pod czujnym okiem żony, pomyślałam, film nie może zbytnio
odbiegać od oryginału. I miałam rację.
Już sama konstrukcja książki jest interesująca. Podzielona
jest na dwanaście rozdziałów – miesięcy, a każdy zaczyna się listą składników
na danie, przygotowywane przez bohaterów w danym rozdziale. Wszystkie pyszności
są typowymi potrawami kuchni meksykańskiej, więc jej fan na pewno znajdzie tu
coś dla siebie. Przepisy nie są przedstawione jednak w suchej, typowej formie,
ale przeplatają się z wydarzeniami, co (w przypadku chęci upichcenia czegoś)
zmusza nas do wyszukiwania odpowiednich zdań. Przy okazji poznajemy całą gamę
bohaterów i ich historie.
Tita, jako najmłodsza córka mamy Eleny, zobligowana jest
(według starej i, moim zdaniem, beznadziejnej tradycji) do dożywotniej opieki
nad matką, czyli nie może założyć własnej rodziny. Jej młode serce jednak rwie
się do miłości i zakochuje się w Pedrze. Ten, stosując najgłupsze uzasadnienie
jakie w życiu słyszałam, żeni się z jej siostrą „by być bliżej ukochanej Tity”.
Przez to działanie, a także przez jego późniejsze zachowanie obdarzyłam go
niechecią. Czasem miałam ochotę potrząsnąć tym bohaterem i spytać go czy dobrze
wie co robi. O wiele bardziej podobała mi się Tita, a wszelkie radości czy
smutki przeżywałam razem z nią. Moją sympatię wzbudziła również Gertrudis,
środkowa córka, której skandaliczne losy doprowadzały jej matkę do szału, a ją
samą do rangi pani generał.
Warto wspomnieć o czasach, w których dzieje się akcja. Jeden
rok nie jest podany, z resztą książka rozgrywa się na przestrzeni około 25 lat.
W Meksyku właśnie trwa rewolucja. Normą są bandziory ograbiające rancza i
zabijające kobiety i dzieci. Według mądrej cioci Wikipedii są to lata
1910-1917. Wydaje mi się, że autorka dobrze wczuła się w klimat rewolucji.
Na koniec powiem o pewnych elementach, które mogą zaskoczyć
czytelnika. Lektura pełna jest dziwnych i niewyjaśnionych zdarzeń,
sprawiających, że odbiorca siedzi przez chwilę bez ruchu, a potem kartkuje
rozdział, sprawdzając czy czegoś nie przeoczył. Mi te elementy nie
przeszkadzały, gdyż po filmie się ich spodziewałam, jednak ktoś nieprzygotowany
może się zdziwić.
Niemniej jednak, książkę polecam nie tylko fanom gotowania
czy kuchni meksykańskiej. Jest to również wspaniała opowieść o życiu i
cierpliwej miłości, chociaż okraszona elementami magicznym. Chociaż miłość to
przecież podobno magia, prawda?
Ocena 5/6
Książkę podłączam do wyzwania trójki e-pik z kwietnia 2013 –
powieść, w której motyw kulinarny odgrywa ważną rolę.
Te dziwne, niewyjaśnione zdarzenia występujące "Przepiórki w płatkach róży" szalenie mnie intrygują, dlatego chyba skuszę się na tę książkę. A miłość jest magią- ja to wiem! :-)
OdpowiedzUsuńChętnie bym się z nią zapoznała :-)
OdpowiedzUsuńAni nie oglądałam filmu, ani nie czytałam książki, bo nie jest to gatunek, w którym gustuję. :)
OdpowiedzUsuńNiestety, ale nie jest to książka dla mnie. :)
OdpowiedzUsuńIntrygująca pozycja:) Chętnie bym ją przeczytała:)
OdpowiedzUsuńBardzo mnie zachęciłaś, zauważyłam że mamy podobny gust czytelniczy. ;)
OdpowiedzUsuńPo mojej ostatniej przygodzie z podobną książką jestem sceptycznie nastawiona więc raczej po "Przepiórki" nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńKsiążkę już dzisiaj sobie zamówiłam, więc czekam do poniedziałku aż kurier mi ją wyręczy i będę mogła czytać :)
OdpowiedzUsuń