Jedna z ostatnich wędrujących książek, która przewinęła się
przez mój dom o wiele lepiej trafiła w moje gusta niż jej poprzedniczki.
Historia jest prosta, jednak jednocześnie trudna do odgadnięcia. Wielu
doszukuje się w historii drugiego dna, ja jednak pozwoliłam sobie na swobodną
interpretację bez męczących domysłów. Przed wami „Dopóki mamy twarze” C.S.
Lewisa.
Autora nie trzeba chyba nikomu przedstawiać, pomysłodawca
słynnych „Opowieści z Narnii” wyprodukował pierwszą powieść przeznaczoną dla
trochę starszych czytelników. Nie zrezygnował jednak z bajkowego klimatu i
recenzowana książka jest utrzymana w tonacji baśniowej.
Powieść zaczyna się... od końca (podobno taki zabieg ma
swoją mądrą nazwę), poznajemy narratorkę Orual, brzydką córkę króla, i wraz z nią brniemy w zaczarowany,
barbarzyński świat. Dzięki temu możemy prześledzić cały jej życiorys, a także
powoli poznawać związki przyczynowo-skutkowe, które doprowadziły do takiego, a
nie innego zakończenia (początku?) Ta konstrukcja ma niestety również wady. Karty
odkryte na początku skutecznie zabijają zaskoczenie, a zbyt duża wiedza podczas
lektury skutkuje brakiem odczuwanej więzi z bohaterami, gdyż już wiemy jak
skończą.
Fabuła jest interpretacją znanego mitu o Erosie i Psyche w
bardzo swobodnej odsłonie (czytaj: gdybym nie przeczytała tych mądrych słów w
posłowiu nie zauważyłabym tego). Nie jest to jednak jedyny wątek, a jedynie
część historii, reszta jest również
bogata w detale, więc nie mamy przesytu danym mitem.
Podobało mi się złamanie stereotypu – główna bohaterka nie
jest ideałem, pięknością nad pięknościami. Perfekcyjne postacie są mdłe i
irytujące, co mogliśmy zaobserwować u jej siostry Psyche. Tej dziewczyny znieść
nie mogłam. Piękna, mądra, odważna i zdolna do poświęceń. Taka kumulacja
pozytywnych cech znacznie podważa jej realność, a także daje nam niestrawną
mieszankę.
Jak i w „Opowieściach z Narnii”, tak i tu ambitni doszukują
się różnych dziwnych nawiązań i aluzji. Ja, zupełnie ślepa na tego typu rzeczy,
czytałam to po prostu jako miłą bajeczkę, jednak bardziej spostrzegawczy
czytelnicy z pewnością znajdą dla siebie mały raj dwuznaczności.
Polecam książkę wszystkim, niezależnie od tego do jakiej
grupy się zaliczają. Po prostu warto poznać Lewisa od tej niedziecięcej
strony.
Ocena: 4/6
Bardzo lubię "Opowieści z Narnii". Cały cykl przeczytałam z kilka razy. Po tą powieść Lewisa również chętnie sięgnę, aby przekonać się jak autor sprawdził się w innym gatunku :)
OdpowiedzUsuńOd dłuższego czasu planuje już poznać twórczość Lewisa, ale zawsze coś stoi na przeszkodzie. Muszę jednak wreszcie nadrobić zaległości w tej kwestii.
OdpowiedzUsuńW sumie czemu nie, jednak na razie wolałabym odpocząć od takich baśniowych klimatów ;)
OdpowiedzUsuńTeż zapisałam się do tej książki, po kimśtam powinna do mnie dotrzeć. Podoba mi się Twoja recenzja, więc myślę, że nie będę żałować, iż się zgłosiłam. Szkoda, że tak od początku wszystko wiadomo, ale kurczę.. xD Może być niezła zabawa. ^^
OdpowiedzUsuńDla mnie Lewis jest połową mojego czytelniczego świata, mistrzem, autorytetem, świetnym pisarzem i człowiekiem, która cały czas mnie inspiruje, pokazuje ścieżki. Kimś naprawdę niesamowitym w moim życiu. Zaczęło się od "Opowieści z Narnii" (ale czemu piszesz o dziwnych nawiązaniach i aluzjach? Przecież tam jest alegoria, jak się patrzy!), później przeczytałam wiele jego książek dla dorosłych. "Dopóki mamy twarze" zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Nie tylko świetnie się je czyta, dla mnie ta książka miała głębię. Przez długi czas nie mogłam zabrać się za nic innego, bo ciągle myślałam o niej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
„Opowieści z Narnii” kiedyś czytałam i pamiętam, że mi się podobały, planuję do nich wrócić w niedalekiej przyszłości, a później chętnie zapoznam się też z książką "Dopóki mamy twarze" :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Chętnie przeczytam tę książkę:) W sumie już kiedyś miałam ją w planach, ale jakoś wyleciała mi z głowy:)
OdpowiedzUsuńNie udało mi się jeszcze przeczytać do końca "Opowieści z Narnii", dopiero pierwsza część za mną, ale chętnie poznam nieco inne oblicze autora i jestem bardzo ciekawa, czy uda mi się w tej lekturze doszukać tych dwuznaczności.
OdpowiedzUsuńLubię dwuznaczność w lekturach i zawsze staram się ją dopatrzeć. Być może przeczytam, tym bardziej, że mam zamiar zapoznać się z twórczością tego autora.
OdpowiedzUsuńCzytałem i to jedna z moich ulubionych książek (nie tylko jeśli mówię o Lewisie, ale w ogóle o swojej liście bibliofilskiej). Lepsza tylko Narnia :)
OdpowiedzUsuń